10. Romans

   Wpadli w dość prozaicznej, nieco zabawnej sytuacji. Otóż nie zakÅ‚adali, że mogÄ… zostać dostrzeżeni przez okno od strony ogrodu. Co prawda, okno gabinetu Józka znajdowaÅ‚o siÄ™ powyżej parteru i z normalnej pozycji gruntu można byÅ‚o zobaczyć co najwyżej lampÄ™ wiszÄ…cÄ… na suficie, lecz niefortunny traf chciaÅ‚, że akurat tego dnia pani Maria wspięła siÄ™ po specjalnie dostawionej drabinie na jedno z drzew owocowych. Zdaje siÄ™, że byÅ‚ to rozÅ‚ożysty orzech. UczyniÅ‚a zaÅ› to w tym celu, żeby na nowo przywiÄ…zać do sporej gałęzi grubÄ… na prawie centymetr linkÄ™ nylonowÄ…, zerwanÄ… onegdaj przez podmuchy silnego wiatru, które trzÄ™sÅ‚y konarami drzew na cztery strony i naginaÅ‚y niemal do niemożliwoÅ›ci potężne gałęzie, grożąc ich poÅ‚amaniem. Owa linka sÅ‚użyÅ‚a do suszenia wyjÄ™tego z pralki mokrego prania, wzglÄ™dnie do okresowego wietrzenia rozwieszanej poÅ›cieli. Warto wspomnieć, że w oknach domu paÅ„stwa Józków nie byÅ‚o żadnych firanek czy innych płóciennych zasÅ‚on, gdyż taki wespół upodobali sobie styl. I dopiero z wysokoÅ›ci któregoÅ› ze stopni drewnianej, ogrodowej drabiny dalekowzroczna Marysia zaobserwowaÅ‚a ni mniej, ni wiÄ™cej, tylko swojego Å›lubnego męża, który sterczaÅ‚ przodem do okna oparty o przeciwległą Å›cianÄ™, wspierany przez dwie kule w rÄ™kach, z opuszczonymi przypuszczalnie do kostek spodniami i z niedbale rozcheÅ‚stanÄ… koszulÄ…, odkrywajÄ…cÄ… z lekka jego goÅ‚y, barczysty tors. TyÅ‚em do okna klÄ™czaÅ‚a przed nim Violetta, która, o zgrozo, poruszaÅ‚a rytmicznie gÅ‚owÄ…, zanurzonÄ… nie gdzie indziej, jak w nagie, chyba, krocze Józefa.

>>> Powrót