2. Pierwsze rozdanie
Frajda z trzydniowej, pierwszej w tej klasie, szkolnej wycieczki do stolicy, była ogromna. Cieszyła się cała klasa, choć nie wszyscy zdecydowali się jechać. Powodem rezygnacji były trudności finansowe rodziców, którzy nie mogli sprostać stosunkowo niewielkiej odpłatności, jaką każdy uczestnik musiał ponieść. Lecz i oni mieli fajnie, bo na ten czas zwolniono ich z przychodzenia do szkoły. Dodatkowe miejsca, limitowane pojemnością autokaru, bezpłatnie wypożyczonego szkole na czas wycieczki przez zakład pracy tatulka Ewy, uzupełniono kilkoma chętnymi uczniami z klas równoległych.
Dobór nowych uczestników wycieczki wywołał dosyć głośną konsternację wśród nauczycieli. Słuchy o tym dotarły nawet do uszu dziesięcioletniej Ewy. Otóż do klasy równoległej uczęszczał niepełnosprawny, rachityczny chłopiec, poruszający się o dwóch kulach. Ewa prawie nie znała go, gdyż pojawił się w szkole dopiero od początku tego roku szkolnego. Ale mijała go na przerwach, a raz poniosła mu torbę, gdy wspinał się po schodach. I ten właśnie chłopak także wpisał się na listę kandydatów. W pierwszym odruchu został uwzględniony. Wszak ponoć papier zniesie dowolny zapis.
Jednak niedługo potem rozpoczęła się szeroka, pedagogiczna debata, która odbiła się gigantycznym echem po szkole, a szczególnie w gronie osób zainteresowanych wyjazdem na wycieczkę. Poszło o to, czy Piotrek, bo tak na imię miał ów chłopiec, da sobie radę, czy nie będzie ciężarem dla całej grupy wycieczkowej i czy nauczyciele organizujący wycieczkę oraz kilkoro z aktywnych rodziców, którzy zgłosili się na ochotnika do pomocy, nie będą mieli zbyt dużego utrapienia.
>>> Powrót
|