Prostowanie węża® (wszelkie prawa zastrzeżone)    
R E C E N Z J E

1.
   Nie wiem, co napisać w kilku zdaniach. Mam mętlik w głowie. Ostatnie dwa tygodnie zaprzątnięty byłem czytaniem wersji roboczej "Prostowania węża". To powieść o wszystkim. Obłęd. Nie można przy niej nie myśleć, nie przeżywać. Akcja taka sobie, ale konsekwencja i dopieszczenie szczegółów na medal. Momenty opisane rewelacyjnie. Język i słownictwo super. Czy polecam? Koniecznie, zwłaszcza dla tych czytelników, którzy potrafią zaprzyjaźnić się z dobrą książką.

(-) imię i nazwisko do wiadomości wydawcy



2.
   Fajna książka. Mocna. Jestem pod wrażeniem. Zgrabnie opisani bohaterowie są niesamowicie sugestywni, a sytuacje życiowe, w których ulokował ich autor bardzo realistyczne. Im dalej człowiek czyta, tym ma większe wątpliwości co do wyrobionego już wizerunku danej postaci. Doskonały, swobodny styl gawędziarski. Przeczytałam dużo książek, ale takiej, przedstawiającej poruszane w niej problemy, jeszcze nigdy nie. Zachęcam dojrzałych czytelników do zapoznania się z tą powieścią.

(-) korektorka - ilustratorka



3.
   "Prostowanie węża" to książka nie dla wszystkich. Nie ma w niej gwałtownych zwrotów akcji, nie trzyma w napięciu, ale napięcie stopniowo narasta, wskutek czego po pewnym czasie czytelnik nawet nie chce przerwać obcowania z tą pozycją. Pod przykrywką i obok ostrych, nierzadko niecenzuralnych treści, autor ukrywa niejako obyczajowo - filozoficzną warstwę powieści, która jest właściwie jej sednem. Książka na pewno nietuzinkowa, warta polecenia ambitnemu czytelnikowi.

(-) Czytelniczka



4.
   Przeczytałem wczoraj wszystko, co było na tej stronie i powiem krótko, ja jestem pod wrażeniem. Muszę POGRATULOWAĆ Twojemu mężowi, to dobra książka, fajnie napisana, Bartek ma lekkie pióro i czyta się Jego książkę świetnie. Zamawiam jeden egzemplarz i liczę na dedykację. Pozdrawiam

(-) Bogusław Troszczyński, Swarzędz



5.


   Przeczytałem tą książkę jednym "tchem" Polecam wszystkim ciekawym życia i nietuzinkowych historii. Książka napisana w sposób inny niż wszystkie. A jeśli ktoś lubi przy okazji troche pikanterii, to tym bardziej polecam. Czekam na kolejną

(-) Adam Silecki, Poznań



6.


   Onegdaj (że użyję ulubionego słowa narratora o czym napiszę później) postulowałam w otwartym liście do Jacka Dehnela o niemarnowanie talentu na opowiadania i napisanie powieści obyczajowej na miarę panoramy. Prośba została spełniona, w zupełności i aż nadto, piórem Bartłomieja Butlewskiego, ale obwarowana zasiekami umyślnie utrudniającymi mi dostęp do jej treści. Najpierw kontrastowymi, krzykliwymi barwami, które w świecie zwierząt często pełnią rolę zniechęcającą i ostrzegającą przed niebezpieczeństwem. Potem czerwoną kropą w prawym, górnym rogu okładki z napisem „dozwolone od lat osiemnastu”. Następnie zniechęcającym listem od autora umieszczonym na końcu książki, a pełniącym rolę sita, na którego dnie ma zostać wyselekcjonowany czytelnik intelektualnie dojrzały i koniecznie myślący. Również nieśmiały, obok tak niewinnego określenia „obyczajowa”, dopisek w nawiasach „tylko dla dorosłych”. By zakończyć te zasieki zaporową ceną siedemdziesięciu złotych bez jednego grosza. Pokonałam je wszystkie, przyznając wręcz, że podziałały na mnie jak płachta na byka. Im trudniej tym ciekawiej. Nie przejęłam się także uwagą, że powieść obfituje w mnóstwo słów niezrozumiałych dla przeciętnego czytelnika. W obyczajowej? A jakież w niej mogą być niezrozumiałe pojęcia? Przecież to nie książka popularnonaukowa! Co może być w niej trudnego do zrozumienia, że autor nakazuje mi zaopatrzyć się w aż słowniki?

   No może! Już po kilkudziesięciu stronach zaopatrzyłam się w dwa: języka polskiego oraz wyrazów obcych i trudnych.

   Powieść zaczyna się sceną rozstania dwojga kochanków tuż po akcie miłosnym. Smutną, przepełnioną tęsknotą i rozpaczą mężczyzny za wychodzącą z mieszkania kobietą. Dobry pretekst, by zaciekawić mnie kim oni są, co się stało i dlaczego?



   Chciałam poznać całą tę wyżej pokazaną rodzinę, do której oboje należeli i związane z nią towarzysko lub zawodowo osoby. Wydarzenia będące ich udziałem, doprowadzające do początkowej sceny, relacje oficjalne między nimi, wzajemne wyobrażenia o sobie tak bardzo odbiegające od tych skrywanych, osobistych, strzeżone tajemnice rodzinne, analizowane poglądy na wszystko co niesie ze sobą życie społeczne. Zarówno te dotyczące zagadnień szeroko dyskutowanych jak eutanazja, edukacja, wychowanie seksualne, demokracja, prawa konstytucyjne niepełnosprawnych, jak i te drobne, irytujące na co dzień: wyższość konwenansów nad normami moralnymi czy przydrożne krzyże i ołtarzyki budowane w miejscu wypadku. A wszystko opowiedziane głosem narratora-intelektualisty, dodatkowo ponadprzeciętnie elokwentnego z manierą oratorską. Budujący zdania długie, wielokrotnie złożone na kilka wersów. Z upodobaniem do zwrotów sprzed wieku typu: dyscypuł, atoli, acz, naonczas, wszelako czy wonczas. Do tego z licznymi wtrąceniami z języków obcych jak ergo, clou, de facto, ad hoc, passe partout czy bodyguard. I jakby tego było mało, ze słowami, które poza środowiskiem naukowym nie mają prawa bytu w języku kolokwialnym: sedacja, prokrastynacja, ekspiracja, egeria czy eutrofia. A to tylko kilka skromnych przykładów. I co ciekawe. W ogóle mi to nie przeszkadzało. Nawet, jeśli musiałam posiłkować się którymś słownikiem. Ten piękny, napuszony język musiał taki być. Odzwierciedlał tę pożądaną przez społeczeństwo powierzchnię życia opisywanej rodziny. Pokazywał gładki, słodki lukier w okrągłych, uczonych słowach, pod którym kryła się warstwa spodnia. Ciemna strona życia, z kroplą dziegciu (a nawet łyżką) w tej beczce miodu. Wręcz tak mroczną, że jestem zmuszona wprowadzić wzorem autora, cenzurę moich wrażeń w postaci znaczka z okładki.



   Drugie życie rodziny, które miało decydujący wpływ na jej dzieje i trwałość, toczyło się za zamkniętymi drzwiami i to niekoniecznie w sypialni, a które mogłam zobaczyć przez dziurkę od klucza ewentualnie spoza zasłaniających mi widok krzaków. Że podglądałam? Posłużę się argumentem narratora: kto bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem!
   Wpadki ciążowe, łapanie męża na dziecko czy posiadanie kochanka to już właściwie norma i tym akurat narrator mnie nie zaskoczył. Ale wiwisekcja życia seksualnego bez zahamowań każdego z bohaterów, gdzie rozważania na inny temat stawały się dygresjami, a nie kanwą powieści, trochę mnie zaskoczyła. A właściwie odwaga pisania o tym i to w ogromnym zbliżeniu, bez cenzury. Miałam wrażenie, że rodziną głównie kieruje jedna z największych namiętności człowieka jaką jest seks, niekoniecznie w połączeniu z miłością, która staje się wiodącym bohaterem jej życia, ważniejszym czasami od tego ostatniego. Wcielającej zasadę każdy z każdym (w dowolnym miejscu na łodzi, w kuchni, w ogrodzie, w pracy) i że nic co ludzkie nie jest im obce: oral, petting, anal, fellatio, pissing, soft sadomaso, gwałt, biseksualizm a nawet pedofilia i kazirodztwo. Boga nie ma, jest seks, a HIV gratis! Tylko, że o tym ostatnim narrator nie wspomniał. Nie mógł. Tak, jak nie zawracali sobie tym głowy opisywani przez niego bohaterowie.

   Zmienia się również język opowiadającego, który gubi słowa tudzież czy ponderabilia na rzecz cipy, pipki, dziwki, rui czy pieprzenia się. A ponieważ słowa z dziedzin nauki pozostały, to byłam trochę zdziwiona, że na taką ilość spermy tryskającej, połykanej, rozmazywanej, marnowanej w grzechu Onana na co średnio trzeciej stronie, narrator nie użył tak pięknego wyrazu jak ejakulacja. A przecież, aż się o to prosiło.
Koniec cenzury.


   Jednym słowem dulszczyzna XXI wieku. Życie rodziny, której grzechy i błędy zaniechania, skrzętnie skrywane, pozostawione bez rozwiązania, a nawet dziedziczone, ujawniają się w postaci czynów karalnych dopiero w sali sądowej. W której młodzież uprawia seks dla przeżycia wrażeń, przygody, towarzystwa, zabicia czasu, a również z uprzejmości i zwyczajnej sympatii. Wnikliwe studium procesów społecznych, emocjonalnych i psychicznych, podbudowanych, jak sam autor pisze, długimi latami głębokich studiów nad naturą ludzką jako sądowy biegły i mediator. Obraz współczesnej rodziny, który mnie poruszył, zaniepokoił i wywołał mnóstwo pytań, a jednocześnie sfrustrował odcięciem się autora od nich myślą: Jeśli nie zrozumiałeś do końca, co autor miał na myśli lub jakie były jego intencje, to odstąp od bezpośredniego zadawania mu tego rodzaju znanych ze szkół sakramentalnych pytań, a przeczytaj po prostu niniejszą powieść raz jeszcze, a potem jeszcze raz i jeszcze... Zachęcam. To książka wielokrotnego użytku...

   I jeszcze jedno. Na tylnej okładce wydawca umieścił napis CIEKAWA KSIĄŻKA. Absolutnie to określenie do niej nie pasuje. Jest nijakie w stosunku do treści, zbyt letnie. Użyłabym terminu oryginalna, bulwersująca, obrazoburcza, a przede wszystkim OBNAŻAJĄCA KSIĄŻKA nasze społeczeństwo, współczesną rodzinę, instytucję małżeństwa i na końcu samego człowieka.

sobota, 19 czerwca 2010, clevera
http://clevera.blox.pl/2010/06/Prostowanie-weza-8211-Bartlomiej-Butlewski.html



7.


   Przez przypadek natknęłam się na Wasze zaproszenie do podzielenia się z opinią dotyczącą książki "Prostowanie węża".
   Ja akurat miesiąc temu przeczytałam tę książkę (wypatrzoną i zakupioną w Internecie przez mojego kochanego męża) i jestem z tego dumna, bo było niełatwo. To książka trudna, może nawet najtrudniejsza z tych, które udało mi się dotąd zgłębić. Zwłaszcza z początku trąciło nudnym mentorstwem, o tyle znośnym, że przeplatanym pikantnymi odlotami. Jednak już od drugiego albo trzeciego rozdziału tak mnie wciągnęło, że zaniedbałam się w punktualnym przygotowywaniu mężowskiej kolacji. Gdy dobrnęłam do końca, byłam z lekka oszołomiona, co nieprędko ustąpiło. Sporo w "Prostowaniu węża" tzw. ostrych momentów, które w podobnym nadmiarze raziłyby mnie gdzie indziej. A tu nie zniesmaczają. Mało tego - zadziwiają oryginalnością. Potrafią zainteresować nawet mnie - trzydziestoletnią spełnioną kobietę na urlopie wychowawczym, oczekującą na powrót zapracowanego męża i zabijającą nadmiar czasu właśnie czytaniem książek. Moim zdaniem książka B. Butlewskiego, trochę intrygująca, trochę odkrywcza, przeznaczona jest głównie dla kobiet, które, dzięki niej mogą poznać reakcje mężczyzn, powstające w zderzeniu z babską mentalnością, oraz zagrożenia czyhające na naiwne, podobne do mnie dziewczyny, bazujące na stabilizacji ze swym wspaniałym wybrankiem. Także kobieta może się przejrzeć w tej lekturze jak w lustrze, by dostrzec swe tuszowane na co dzień makijażem lub zawoalowane przywary płci własnej. Książka miejscami szokuje. Szokują przede wszystkim perypetie bohaterów. Niby zwykłe, a jednak niezwykłe. W każdym razie ja o istnieniu wielu z nich nie wiedziałam, a teraz mam wątpliwości, czy nie dzieją się aby w sąsiedztwie za ścianami mego bloku. Nieodgadniona jest okładka książki. Najpierw sugeruje, iż to pozycja dla dzieci. Wrażenie to sprostowane jest wyraźnym oznaczeniem znanym z telewizji - czerwonym kółkiem i napisem "tylko dla dorosłych". W trakcie czytania powiązałam scenę z okładki z opisem i akcją. Ale ta dziecinna wizja i te odklejane narożniki jakby sztukowanych elementów okładki frapują mnie do dziś. Ta książka niepokoi. Może nawet hipnotyzuje. Nie będę rozpisywać się o treści, która jest zawiła, rozmyta (nie zwięzła) w wyrazie i rozciągnięta w czasie. Nie można jej w kilku zdaniach opowiedzieć ani streścić. Nie można jej też porównać lub poszufladkować. W ogóle odniosłam wrażenie, że treść jest drugorzędna. W warstwie słownej ważniejsze od i tak ślimaczej akcji są polemiczne poglądy, klasyfikacja ludzkich uczuć oraz prawdopodobnie osobiste reminiscencje autora. Wiele książek mnie wzruszyło. Ot tak po prostu. Ale ta wywoływała taką moc emocji, jaką przeżywa się tylko w chwilach szczególnych, kiedy następuje niebotyczna eksplozja własnych doznań w ramionach kogoś najbliższego. Z "Prostowaniem węża" można się zaprzyjaźnić. Polecam?

Barbara Sztandarowicz
housewife z Włocławka
http://www.przeczytaneksiazki.pl/kategoria-0-34-recenzje.htm



8.
   Powieść pana Bartłomieja Butlewskiego o tytule Prostowanie węża jest powieścią typowo obyczajową. Autor w tej powieści bogatym i barwnym językiem ukazuje w sposób wiarygodny codzienne życie i działanie różnych grup społecznych. Pokazuje także o różnym charakterze powiązania, zależności i układy występujące pomiędzy ludźmi tego środowiska. W sposób wyrazisty opisuje autor rodzące się problemy rodzinne, towarzyskie i obyczajowe, nie uchylające się także od dosadnego przedstawienia spraw bardzo intymnych. Słusznie też autor kieruje tę powieść, tylko i wyłącznie do czytelnika dorosłego. W powieści w sposób płynny i zrozumiały ukazane są problemy, które trzymają czytelnika w pewnym napięciu i zainteresowaniu, co do dalszych zdarzeń i losów bohaterów. Po dokładnym zapoznaniu się z treścią tej powieści, na pewno czytelnik znajdzie coś dla siebie, wiele pouczających praktycznych przykładów, które pozwolą mu ustrzec się podobnych błędów w swoim postępowaniu, dlatego zachęcam czytelników do zapoznania się z tematyką tej powieści. Osobiście z radością i zainteresowaniem przeczytałem tę pouczającą powieść.
   Kieruję słowa uznania dla autora i życzę mu pomyślności w życiu osobistym i wielu wznowień, a także dalszych ciekawych literackich opracowań.

Z poważaniem
Zygmunt Morawski



9.
Bartłomiej Butlewski "Prostowanie węża"
   Nie mogę nie czuć respektu dla autora, który napisał debiutancką "powieść obyczajową" o objętości 740 stron. Namęczył się dobieraniem wyrazów i wstawianiem kropek we właściwe miejsce, zwłaszcza opisując akty seksualne, w tym lesbijskie i kazirodcze. Nie mogę nie szanować wydawcy, poznańskiego Stowarzyszenia Bezpartyjnych Orędowników Sprawiedliwości i Prawa, za to, że również zadebiutował, wszystkie te wyrazy i kropki składając na komputerze, opatrując ilustracjami, oprawiając, drukując, wyznaczając cenę 69,99 zł oraz przysyłając do "NIE" gratisowy egzemplarz. Ale nie mogę też nie zauważyć, że to kompletna grafomania, niegramatyczny bełkot i pozbawiony sensu słowotok beztalenci do kwadratu. Autorze, wydawco - nie idźcie tą drogą. Trwajcie przy tym, na czym się chyba znacie: informatyce, ekspertyzach i mediacjach sądowych.

Dziennik cotygodniowy NIE, Numer: 21/2010, str. 12, Rubryka: Nie warto
http://www.nie.com.pl/art23252.htm


RIPOSTA
   Dopiero wczoraj, szperając w Internecie, natrafiłam na redakcyjną recenzję książki "Prostowanie węża" Bartłomieja Butlewskiego zamieszczoną w NIE. Przełknąwszy chwilową gorycz niesmaku, wywołaną jadowitym tekstem (http://www.nie.com.pl/art23252.htm), jakże odmiennym od innych (http://www.bosip.pl/prostowanieweza/recenzje.html), zdecydowałam się skreślić te kilka słów riposty.
    Samym rutyniarskim krytykanctwem nie przywróci się poczytności gazet lub czasopism. Trudno czuć respekt do dziennikarza, który próbuje kształtować czytelnicze opinie, nie zadawszy sobie trudu wnikliwego zapoznania się z materią rzeczy, o której raczy się wypowiadać. Bowiem, po analizie każdego wyrazu (w czym, obok składania kropek, jestem dobra - jak trafnie wywiedziono w recenzji), doszłam do wniosku, że została ona oparta na co najwyżej dwugodzinnym kartkowaniu stronic książki przerywanym penetracją Internetu w celu poszukiwania informacji o kwalifikacjach autora i wydawcy. Powyższą tezę o ignorancji recenzenta z pewnością potwierdzi quiz zawarty na stronie http://www.bosip.pl/prostowanieweza/quiz.html. Oblanie murowane.
    Zasadniczo, prócz niewybrednych, gołosłownych, bo niczym nieuzasadnionych epitetów, recenzja NIE nie zawiera ani jednego merytorycznego odniesienia się do zawartości dzieła. Wszak nawet analfabeta dostrzeże w tekście kropki i wyrazy. Powielono za to powszechnie dostępne informacje o cenie książki, liczbie stron, debiucie autora i pełnej nazwie wydawcy - stąd czerpiąc natchnienie do swej krytyki. Określenia "beztalencia do kwadratu" i "niegramatyczny bełkot" bardziej łechtają próżność adresatów, niż ich krzywdzą, ponieważ nie sztuką jest napisanie i wydanie książki, mając do tego talent, a zastosowany gramatyczny styl jest specjalnie użytym przez autora środkiem wyrazu, widać dostrzegalnym, ale niezrozumiałym dla recenzenta. Pewnie i Mickiewicz zostałby przez niego (nią) skrytykowany jako maniakalny zwolennik reżimu trzynastozgłoskowca.
    Co do rozważań dotyczących naszej naiwności przejawiającej się przysłaniem do NIE "gratisowego egzemplarza", to nie żałujemy. Opłaciło się. Zawiedliśmy się jedynie, zakładając, że przyzwoita redakcja choć podziękuje za prezent lub zawiadomi, w którym numerze ukaże się wzmianka, jakże oczekiwana przez wydawcę-sponsora.
    I wreszcie ostatnia kwestia. Od kilku ładnych lat toczy się kampania o skądinąd wzniosłym motywie, aby książki czytać dzieciom. Doprowadziło to do przegięcia. Teraz książka kojarzy się z rzeczą dla dzieci, względnie z podręcznikiem lub przymusową lekturą. Autor "Prostowania węża" chciał przełamać ten nurt, pisząc książkę stricte dla dorosłych. Czy udało się mu - czas pokaże. Ale recenzent(ka) NIE tkwi jeszcze na poziomie owej twórczości przeznaczonej dla dzieci.

Elżbieta Hojnacka
wydawca
http://forum.nie.com.pl/showthread.php?p=373436#post373436




10.


   Do książki pt. "Prostowanie węża" Bartłomieja Butlewskiego podeszłam z rezerwą. Zazwyczaj czytuję kryminały i książki grozy lub dla odmiany (zależnie od nastroju) wesołe, romantyczne powieści. No, ale skoro w internecie ten tytuł zaczął pojawiać się coraz częściej, podeszłam do tego dzieła odważnie. Muszę przyznać, że cena książki i jej obszerność - prawie 750 stron - trochę mnie zmroziły. Ale jak ktoś lubi książki, to je kupuje i czyta.
   Już na początku zaciekawiła mnie sytuacja gwałtownej śmierci żony jednego z bohaterów. Jak sobie dalej poradzi w życiu samotny, niesłychanie przystojny, seksowny i ustawiony facet z bardzo rezolutną córeczką? Zapowiadało się na dobrą, sercową historię. A tu klops!
   Paweł, inaczej niż się spodziewałam, podszedł do życia całkowicie konsumpcyjnie. Otoczyły go stałe i przelotne kochanki, napraszające się dziewczyny w różnym wieku. On sam pozwalał traktować siebie jak pana i władcę. Do tego doszły sukcesy w pracy, no i pieniądze. To wszystko sprawiło, że przewróciło mu się w głowie. Miał o sobie zbyt duże mniemanie, myślał, że upora się ze wszystkim, a nie potrafił sobie poradzić nawet z małoletnią córką, ani z rodziną. Właściwie z niczym. Niby stuprocentowy mężczyzna, a nie umiał zapobiec narastającym konfliktom. Tacy są ci "twardzi" faceci.
   Otaczające go postaci też są dziwne. Niby normalni, ale każdy ma jakieś tajemnice. Każdy z bohaterów prowadzi jakąś swoją osobistą politykę, żeby coś ugrać - np. oddana żona zmarłego przyjaciela, jej zakompleksiona córka, Basia - wiejska kochanka, Violetta - stała kochanka życiowa innego bohatera. Czy ludzie tacy są?! Chyba tak. Spotykam się na każdym kroku z taką zdradą, obłudą, egoizmem i nieliczeniem się z drugą osobą. Te wszystkie osoby z powieści są realne aż do bólu. Znam takie historie.
   A sceny łóżkowe i poza łóżkowe są faktycznie ostre. Dla dorosłych!
   Reasumując, mimo że to nie mój ulubiony rodzaj literatury, uważam, że nie straciłam czasu (i pieniędzy) poznając zawiłe, ale jakże ciekawe losy bohaterów "Prostowania węża". Tę książkę naprawdę warto przeczytać. I jeszcze w dodatku zgadzam się z niektórymi refleksjami życiowymi autora - na przykład z tym, że każdy musi za życia przygotować się do opuszczenia tego świata, bez przysparzania kłopotów bliskim po swojej śmierci. To zapamiętałam na zawsze i ja tak zrobię!

Beata Lekka



11.


   Prostowanie węża p. Bartłomieja Butlewskiego to powieść, którą przynajmniej z pozoru łatwo zdezawuować, ale która po dłuższym namyśle wydaje się sporo zyskiwać. Jest chyba niedoceniona, a zasługująca co najmniej na jakiś dwugłos krytyczny w poważnej prasie literackiej. Owszem, rzecz z kilku powodów na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie niesmacznego żartu i nieporozumienia, ale lektura skłania do weryfikacji tego sądu, zaczyna wyglądać bowiem na to, że większość domniemanych słabości książki jest raczej jej siłą.
   Prostowanie… bywa na przykład, najogólniej rzecz biorąc, irytujące (językowo i myślowo), nie jest łatwe w lekturze choćby ze względu na zagęszczenie tekstu, nadmiar informacji, redundancję, czasem długie tyrady itp. - ale czy literatura nie powinna być poniekąd irytująca, zwracać na siebie uwagi, i czy nie powinna wymagać od czytelnika pewnego wysiłku, czysto fizycznego nawet? Styl powieści - delikatnie mówiąc, eklektyczny - jest mimo wszystko konsekwentny i raczej oryginalny niż naśladowany czy podpatrzony u kogoś, przynajmniej na polskim podwórku. Największy kłopot sprawia zapewne język: chwilami nie wiadomo, czy rozmaite nieporadności lub wręcz błędy to świadoma robota autorska, czy kiepska polszczyzna, jeśli dać jednak autorowi i wydawcy językowy kredyt zaufania, a narratora uznać za fikcyjny głos (bo to głos tylko, jeden z wielu w tej wielogłosowej powieści, co jest nienowym oczywiście, ale tu dobrym pomysłem), a nie za głos autora, mówiący jego, tj. autora językiem, to można równie dobrze uznać Prostowanie…za jeden z najciekawszych debiutów ostatnich 20 lat.
   Kłopotów z językiem c.d.: denerwują dzieci, wysławiające się napuszonym, retorycznym, sztucznym językiem, jednak ten chwyt pachnie nie tylko np. Witkacym, lecz i odrealnia książkę, co też wygląda na działanie przemyślane, bo dzieje się ona owszem, w Polsce współcześnie, ale nie bardzo wiadomo, kiedy i gdzie dokładnie, i nie stara się być naiwnym realizmem, "odbijającym życie", tylko staje się literaturą literacką, podkreślającą swoją fikcyjność i autonomiczność. Oczywiście można ją przy tym odnieść także do rzeczywistości, raczej jednak do rzeczywistości jako pewnego światopoglądu czy stanu ducha niż "obrazu" albo fragmentu tzw. "prawdziwego życia", a jeśli potraktować rzecz jako parodię takich powieści albo seriali, jak np. Dom nad rozlewiskiem, to książka nabiera jeszcze innego wymiaru. Prostowanie to zresztą może i "powieść obyczajowa", jak chce notka na okładce, ale i saga rodzinna, powieść nie tylko polifoniczna, ale i wielowymiarowa, w tym równie eklektyczna gatunkowo, jak już wspomniany styl. W każdym razie o seksie dawno nikt tak u nas nie pisał, choć próby były (ostatnio np. D. Bitnera) - bezpruderyjnie, swobodnie, szczerze (bo istnieje seks dziecięcy, seks ludzi upośledzonych, istnieją swingersi, nimfomanki, seksoholicy itd.), i tu jednak seks staje się ufikcyjniony, wyhiperbolizowany, trochę fantastyczny. Mogą się na niego obruszyć Dulscy, choć z pornografią Prostowanie nie ma podług obowiązującej definicji nic wspólnego, nie wywołuje bowiem "podniecenia płciowego", będąc miejscami całkiem odważne w scenach "łóżkowych". Dulscy obruszą się zresztą także, a może nawet bardziej, na wiele poglądów różnych postaci, brzmiących niczym naruszenie różnych tabu, począwszy od krzyży przy drogach przez tzw. "normalną" rodzinę po kwestie ekonomiczno-finansowe (głównie właśnie te poglądy i obrazy składają się na "rzeczywistość" jako "światogląd", czyli na zewnętrzny punkt odniesienia książki). To skłania do podejrzenia, że powieść bierze dulszczyznę na kieł i że jest także jej obnażeniem i drwiną - ostatecznie akcja kończy się "szczęśliwym"(?) kazirodczym związkiem córki z ojcem, córki, świadomie i z własnej woli zdradzającej swojego męża z własnym ojcem, którego właściwie uwiodła i z którym dobrowolnie sypia od lat. Miłość i szczęście takiej pary mogą być trudne do zaakceptowania nie tylko dla Dulskich - ale pytanie, czy są możliwe, sprawia interesujące wrażenie.
   Powieść budzi też upiory albo anioły intertekstualne, bo choćby takie zakończenie (ale bynajmniej nie tylko ono), jest wyraźnym, acz ciekawie przeformułowanym echem Lolity, i to ostatecznie niezależnie od autorskich intencji, a przy tym podobnie jak Lolita Prostowanie odnosi się raczej do innych książek niż stanowi studium pedofilii czy sąd moralny (p. Butlewski zresztą rozsądnie nie feruje tanich sądów). Czy zbiegiem okoliczności jest, że obok wspomnianego już (też więcej niż z jednego powodu) Witkacego, widać w niej Paragraf 22, np. dlatego, że jak u Hellera każdy rozdział przedstawia inną postać, jak i dlatego, że podobnie jak Paragraf dokonuje zamachu na różne świętości, których nawet w myślach podważać nie wolno? Poczucie humoru - wg. mnie jest go tu sporo, i wcale niezłej jakości -przypomina raczej Witkacego niż Hellera, ale tego chyba autor nie musi się wstydzić. A wspomniane zakończenie i wątek kazirodczy siłą rzeczy odsyłają dalej, np. do Manna i Wybrańca, w inny jeszcze sposób do powieści Nienackiego dla dorosłych, i tak można by kontynuować. Ktoś może powiedzieć, że te sądziedztwa i odniesienia są pretensjonalne, można jednak niewątpliwie zasadnie bronić tezy, że bardziej nobilitują niż poniżają tekst. Intertekstualność sama w sobie nie jest żadną zaletą, ale Prostowanie ze wspomnianymi tytułami wydaje się "gadać" całkiem niegłupio.
   Jest ono zatem bardziej złożoną konstrukcją, niż się wydaje. Opowiada np. te same wydarzenia z różnych perspektyw, w tym czasowych (znów Heller?), konsekwentnie, za każdym razem nieco inaczej, tworząc dość misterną plątaninę, modne obecnie "kłącze", łączące "wszystko ze wszystkim", w którym niełatwa jest orientacja, ale którego prześledzenie sprawia satysfakcję "zamknięcia" wszystkich wątków i daje poczucie spełnienia. I to nie wydaje się to wadą z punktu widzenia estetyki.
   Na koniec weźmy tytuł i jego metatekstową funkcję: dosłownie Prostowanie… to tylko aluzja seksualna, ale przeczy temu nieco sposób, w jaki autor bawi się motywem węża w całej powieści, gdzie wąż występuje w różnych postaciach i znaczeniach, np. w biblijnym (potęgowanym choćby przez biblijne imiona, jak Ewa albo małżeństwo Józef i Maria) czy w idiomatycznym ("mieć węża w kieszeni" itp.); co więcej, wąż połykający własny ogon był symbolem czasu kolistego, mitycznego, świętego - jeśli go wyprostować, czas będzie biegł linearnie, jak dla dwojga bohaterów na końcu, którzy wyrwali się z zaklętego kręgu. Może to już nadużycie intepretacyjne, ale nie da się nic poradzić na to, że powieść i takie "wysokokulturowe" skojarzenia podsuwa, wraz z kolejnymi odniesieniami, np. do Stu lat samotności. Podobnych "gierek" na użytek lubiących tropicielskie zabawy czytelników jest więcej, patrz np. "zakamuflowane" tytuły piosenek, wplecione w tekst główny i pewnie także mające jakiś klucz doboru. To zatem wszystko tylko przykłady, pierwsze odczucia.
   Prostowanie ma więc co najmniej ambicje, a to już dużo, i to nie ambicje z tych prymitywniejszych, żeby np. za wszelką cenę "zaszokować" dla samego szoku i na tym poprzestać. Aby tej książki nie skrzywdzić, czytelnik i zawodowy krytyk musi w niej jednak zobaczyć przynajmniej tyle. Pomijanie milczeniem to żadna recenzja, przekora podsuwa zatem następujący wniosek: jeśli Prostowanie jest mimo wszystko grafomanią, to stanowi łatwy kąsek dla inteligentnego recenzenta, który mógłby książkę efektownie i fachowo roznieść w puch, poznęcać się szczegółowo nad autorem, nie ograniczając do dwóch zdań, i obnażyć literaturę, psującą gusta publiczności. Tymczasem nikt się chyba na razie na taki tekst nie skusił. Z litości?

Maciej Świerkocki



12.


   Pani Elżbieto, dokładnie przeczytałam wszystko, co zawierała strona do tycząca wydania pięcioletniego - jak czytam na blogu - wysiłku literackiego Bartłomieja Butlewskiego. Naprawdę, bardzo Państwu życzę powodzenia, by to się nie zmarnowało, bardzo popieram inicjatywy alternatywne, walczę z ruchem oficjalnym na moim blogu. Ale ja zazwyczaj piszę źle o przeczytanych książkach, a jak ślą mi książki tylko na mail, to piszę źle tylko prywatnie. W obu wypadkach nienawidzą mnie autorzy, wpisują mi się potem jako avatary na blog, a ja dostaję co tydzień książki w zapisie elektronicznym na skrzynkę, tomiki wierszy też, jak podam adres, to na papierze z dedykacjami. I ja im piszę źle, a przecież nie chodzi Pani o to. Książka jest skończona, nic tu po mnie, powinna znaleźć sympatyków, bo ludzi na świecie jest dużo i dużo mają potrzeb. To, co Pani robi, to jest bardzo dobry amerykański marketing, obawiam się jednak, że w Polsce niewłaściwy, bo ludzie w Polsce nie szukają w książkach swoich potrzeb, bo nie są wolni.
   Bardzo mi się natomiast podoba blog Pana Bartłomieja, jest słuszny i społecznikowski. Niestety, nie mogę brać udziału w jego życiu, bo sama prowadzę bloga o profilu artystycznym i poruszam zupełnie inne zagadnienia, nie mam już energii na tamte strony życia, których nie znam.
   Proszę się na mnie nie gniewać, że nie pomogę ani Pani, ani autorowi.
   Serdeczności,

Ewa


   Tak, Pani Elżbieto, jak najbardziej Pani może zamieścić.
   Chodzi o to, że z racji krótkiego życia człowieka szukam dzieł wartościowych i przejeżdżam się po tych nagrodzonych na moim blogu niemiłosiernie. Tępię też młodzież, która dzięki wpływom osób, rodziców, dziadków leni się strasznie, zagarania stypendia i nagrody osobom nie mającym takiej siły przebicia.
   Czytałam fragmenty 'Węża" i myślę, że ma szansę na popularnego, niewyrobionego artystycznie czytelnika. Proszę się nie gniewać, bo książki nie czytałam i mój sąd nie jest arbitralny, tylko taki był mój, może mylny, pierwszy odbiór. W tej chwili nie mam kiedy się tym zająć, bo to jest bardzo wielkie, a nic nie powiem, póki do końca nie przeczytam. W moim pojęciu autor używa języka zbyt egzaltowanego, knajackiego, klawego, nie pisze prosto i komunikatywnie, przedstawiane sceny są naznaczone sensacyjnością, sensacja powinna wynikać z mocy przedstawionego obrazu sama z siebie. Dlatego blog autora "Węża" jest ok, bo jest szczery i interwencyjny. Piszę tak na wszelki wypadek, bo przeczytałam, że autor pisze następną książkę.
   Trzeba zrozumieć, że jest różna literatura i że ja wspieram takie ambitniejsze wydarzenia, ja z tego nie mam żadnych pieniędzy i są to czysto abstrakcyjne działania. Ale jestem malarką i malowałam na sprzedaż by się utrzymać, tak, by się podobało i by kupili. Literatura popularna jest przecież równoległą literaturą i ja jej nie przeczę. Jeśli dotrzecie do takiego odbiorcy, to obie strony będą zadowolone. Tylko, że teraz w Polsce wszystko biegnie jednym torem i zwyciężają krytycy, którzy lansują nazwiska, często nawet utworów nie czytając.
   Życzę z całego serca powodzenia,

Ewa

13.

Akty heroizmu (recenzja dla dorosłych)

   W dzisiejszym świecie trzeba mieć naprawdę dobre powody, by napisać dzieło, które rozmiarami dorównuje epickim bataliom dziewiętnastowiecznych klasyków. Butlewski w „Prostowaniu węża” podjął to ryzyko, lecz byłoby doprawdy lepiej, gdyby pozostał wierny duchowi swego czasu i skomponował książkę bardziej skrojoną na miarę wytrzymałości czytelnika.

   Mam osobistą teorię dotyczącą objętości powieści, zwłaszcza współczesnych: każdej, nieomal bez wyjątku, wyszłoby na dobre przykrojenie o 1/4. Lepiej pozostawić czytelnika w niedosycie niż przekarmić go ponad miarę, mózg bowiem reaguje często podobnie do przepełnionego żołądka – w pewnym momencie odmawia przyjęcia nowych treści. W przypadku debiutu Bartłomieja Butlewskiego ta teoria się jednak nie sprawdza – gdyby temu dzielsku odjąć połowę zawartości, gdyby tę prozę zintensyfikować, zewrzeć, zdyscyplinować, zmusić do powściągliwości, wyszłoby to na dobre zarówno jej samej, jak i przede wszystkim odbiorcy. Nie ma się co bowiem oszukiwać: w dzisiejszym świecie trzeba mieć naprawdę dobre powody, by zarówno napisać, jak i przeczytać dzieło, które rozmiarami dorównuje epickim bataliom dziewiętnastowiecznych klasyków. Butlewski w „Prostowaniu węża” podjął to ryzyko, lecz byłoby doprawdy lepiej, gdyby pozostał wierny duchowi swego czasu i skomponował książkę bardziej skrojoną na miarę wytrzymałości czytelnika. Niestety, autor zachowuje się tak, jakby naśladując Balzaka, wierzył w odwzorowanie świata w skali 1:1.

   „Prostowanie węża” rozpoczyna się zdaniem – bynajmniej nienajdłuższym w powieści – liczącym sobie 88 słów (!!) i już ta okoliczność coś na temat jego twórczej metody mówi: Butlewskiemu obca wydaje się cnota umiaru. Podczas lektury nie raz i nie dwa odnosiłem wręcz wrażenie, że autor zanadto rozkochał się w samym akcie pisania, swojego pisania, i tak był z siebie podczas zaczerniania kolejnych stron zadowolony, że nie zdołał pohamować opanowującego go słowotoku. Jego wielopoziomowe, spiętrzone ponad miarę frazy wymagają nie lada uwagi i odwagi, a wysiłek ten, niestety, tylko z rzadka wynagradzany jest czytelniczą satysfakcją. Proza ta zdecydowanie częściej wzbudza irytację swym oczywistym nadmiarem, gargantuiczną przesadą niż zadowolenie płynące ze świetnej konstrukcji poszczególnych scen, akapitów czy rozdziałów. Butlewski stara się być lekki i dowcipny i niekiedy ta sztuka mu się udaje. Ale zaraz potem ponownie wpada w nieopanowane gadulstwo, które sprawia, że taki na przykład opis stypy zajmuje mu pięć stron.

   Książka jest rodzajem monstrualnej rodzinnej sagi, w której na pierwszy plan wysuwają się losy głównego bohatera książki, Pawła, jego żony, która zginęła niedawno w wypadku samochodowym, oraz jedenastoletniej córki. Poza nimi w powieści występuje cała plejada osób, których mnogość sprawia, że powieść przypomina coś w rodzaju „Mody na sukces” czy „Dynastii”. Relacje międzyludzkie, zwłaszcza rodzinne, opisywane są w „Prostowaniu węża” z pieczołowitą drobiazgowością i monotonią. Konstrukcja ta jest jednak wzniesiona tyleż drobiazgowo, co mało wiarygodnie. Opisując kilkunastoletnie pożycie Pawła i Ewy, pożycie idealne, nieomalże bez skaz, okraszone niekończącymi się ekscesami seksualnymi (oboje małżonkowie przyzwyczajeni są do „kilkukrotnego w ciągu doby ostrego, wyczerpującego seksu”) i miłością zaryglowaną przed ingerencją świata zewnętrznego, Butlewski popada wręcz w groteskę. Groteska to, nawiasem mówiąc, doskonały środek literacki, o ile jest stosowany świadomie. Tego jednak niestety o „Prostowaniu węża” powiedzieć się nie da – powieść jest groteskowa w sposób niezamierzony i częstokroć staje się po prostu komiczna: „Intuicyjnie odniósł wrażenie, że ostatnią jej uwagę szczególnie magnetycznie przykuł jego gruby, ciężki, purpurowy penis, gdyż zauważalnie stoczyła ze sobą wewnętrzną walkę, wywołana rozterką, czy aby szaleńczo nie porwać się na niego znowu.”

   Nawiązując do cytowanego zdania; „Prostowanie węża” to, jak zdradza się nam na stronie tytułowej, „powieść dla dorosłych”. I faktycznie taką jest; tyle tylko że w takim samym stopniu i z tych samych powodów, dla których „tylko dla dorosłych” są pisemka w stylu „Catsa”. Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko seksowi, ani w życiu, ani w literaturze. Nie mam też absolutnie nic przeciwko pornografii. Z jednym wyjątkiem: pornografia to nie miejsce dla literatury. Bukowski, Miller czy Roth, nie raz i nie dwa oskarżani o propagowanie tejże, nie są mniej wstrzemięźliwi w serwowaniu nam scen erotycznych niż Butlewski, ich powieści nie są też mniej „dla dorosłych” niż „Prostowanie węża”, jednak ci pisarze, czyniąc z seksu element prowokacji, są przy tym wyrafinowani. Tymczasem Butlewski, obnażając jakby przy okazji smutny niedostatek polszczyzny pod tym względem, rąbie po prostu pornokawałki, gdzie dosłowność miesza się z naukowym żargonem. Przykład pierwszy z brzegu: „Paweł wyjął palec z pochwy i wilgotny, tym razem z należytą ostrożnością, śmiało wsadził do odbytu dziewczyny. Marta jęknęła z rozkoszy, unosząc odruchowo biodra w górę, tak aby Pawłowi umożliwić głębszą penetrację.” Takich fragmentów jest tu co niemiara, główny bohater to bowiem typ samca-super bohatera, mężczyzny, przed którym kobiety, bez żadnych wyjątków, osuwają się na kolana, wcześniej ściągnąwszy wszystko, co podobne ruchy mogłoby krępować. I właściwie nie ma się co bohaterkom Butlewskiego specjalnie dziwić, jako że Paweł to rodzaj mężczyzny, którego w tak zwanej rzeczywistości trudno byłoby uświadczyć. Wyczyny niestrudzonego buhaja mogłyby nawet wpędzić w kompleksy wielu męskich czytelników, gdyby wszystkie te kochanki nie miały tak ewidentnie konstytucji erotycznego marzenia: realności w nich doprawdy niewiele, za to libido nadmiar. Kobiety w „Prostowaniu węża” życia psychicznego nie posiadają, a jeśli nawet, to realizuje się ono w formie permanentnej rui, która sprawia, że gotowe są udostępniać swoje ciała na dowolne sposoby i w dowolnym czasie.

   Ale czy można mieć im to za złe? „Paweł był boski. Kochały się w nim niemal wszystkie dziewczęta.” Nic zatem dziwnego, że na jego uroki nie pozostaje obojętna również własna (jedenastoletnia!) córka. Tereska, godne dziecię swego ojca, nadinteligentna, wszechstronnie utalentowana, śliczna niewypowiedzianie, po śmierci matki skutecznie uwodzi swego ojczulka, przedtem nabrawszy wszelako odpowiedniego doświadczenia z kilka lat starszym kuzynem oraz kochanką tatusia. Owa rezolutna panienka w czasie nocy ze wspomnianym kuzynem zachowuje się tak, jakby brała udział w kwalifikacjach na posadę w jakimś zamtuzie: „ujęła jego twardego jak stal penisa w usta i głową rozpoczęła wykonywać miarowe ruchy frakcyjno-pulsacyjne”. Różne można mieć fantazje – ale „ruchy frakcyjno-pulsacyjne”???

   Gwoli wyjaśnienia: jeśli poświęcam życiu erotycznemu bohaterów Butlewskiego tyle czasu, robię to z przyczyn ilościowych – seks w różnorakich konstelacjach i układach zajmuje po prostu w „Prostowaniu węża” horrendalnie dużo miejsca. Ostatecznie jednak z dwojga złego – fragmentów porno lub kilkustronicowych opisów wnętrz różnorakich domostw – wybieram zdecydowanie to drugie.

   Dumając, do jakiego gatunku owo dzieło zaliczyć, doszedłem do wniosku, że należy traktować je jako osobliwość, rodzaj dziwactwa. Dlatego też lekturę „Prostowania węża” poczytuję sobie za osobisty akt czytelniczego heroizmu, na pewno największy w 2010 roku i jeden z poważniejszych w życiu. Ale innych – przykro mi, Szanowny Autorze, bo doskonale zdaję sobie sprawę, ile mozołu wymaga napisanie choćby kilkunastu stron – do podobnej dzielności raczej nie namawiam. Ars longa, vita brevis, drodzy państwo.

Grzegorz Krzymianowski

http://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=11059


RIPOSTA

   Z dużą uwagą zapoznałam się z tekstem Grzegorza Krzymianowskiego pt. "Akty heroizmu (recenzja dla dorosłych)" na stronie http://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=11059. Z niekłamanym szacunkiem pochylam głowę nad wolnością ocen i poglądów. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że powieść "Prostowanie węża" była po prostu za trudna dla akurat tego recenzenta. Pan Krzymianowski, jak sam otwarcie twierdzi, gustuje w książkach cienkich, o nieskomplikowanej osnowie i zapewne z wesołą, wartką akcją. W każdym razie nie takich, jak powieści dziewiętnastowiecznych klasyków. Cóż, "Prostowanie węża" dalekie jest od łatwej, lekkiej i przyjemnej prozy Joanny Chmielewskiej, skądinąd autorki przeze mnie bardzo cenionej. Rzeczywiście - skalę trudności tego dzieła można przyrównać do takich światowych utworów jak Ulisses lub Idiota, względnie polskich Nocy i dni, Rodziny Połanieckich czy Uwodziciela. Idę o zakład, że Grzegorz Krzymianowski nie zdzierżył ani jednej z tych powieści w całości.

   Zasadniczo pan Krzymianowski głównie skupił się na warstwie erotycznej fabuły, której ubocznym, aczkolwiek ważnym zadaniem było przynęcenie do lektury powieści także mało wybrednego czytelnika, przeważnie poszukującego w książkach tych co pikantniejszych momentów. Natomiast te istotniejsze elementy dzieła, zawierające wnikliwe analizy ludzkich przypadków lub zachowań albo refleksji nad współczesną obyczajowością, na tyle musiały zmęczyć krytyka, że odniósł się do nich powierzchownie lub w ogóle pominął.

   Interesujący jest warsztat recenzenta, który, niczym szkolny uczeń arytmetycznie odliczający pozostałe do przeczytania kartki zadanej a nudzącej go lektury, miast skupić się na ideach autora, charakteryzuje zdania powieści liczbą zastosowanych słów, a opisy zdarzeń ocenia na miarę zawierających je książkowych stronic. Jednak przy swej literackiej wnikliwości krytyk nie wskazał rekordowego zdania ze stron nr 737/738 (273 wyrazy), ograniczając swą wnikliwą statystykę zaledwie do zdania pierwszego.

   Z pozoru negatywnej recenzji przebija budujący mnie-wydawcę wniosek, że powieść "Prostowanie węża" jest jednak nieprzeciętna, nietuzinkowa oraz lekko zaskakująca swą formą i treścią nawet tak doświadczonego zapewne krytyka. Zaś miłe słowa o zadowoleniu płynącym "ze świetnej konstrukcji poszczególnych scen, akapitów czy rozdziałów" zasługują na szczególne podziękowanie, które niniejszym z pokorą składam.


Elżbieta Hojnacka
wydawca


14.


    Przeczytawszy knigę dość wnikliwie choć to nie było zbyt łatwe li tylko ze względu na objętość, nie ze względu na niedomagania w interpretacji tekstu, czy też w brakach w intelekcie czytającego. Wszak każdy z czytelników obciążony jest pewnym subiektywnym „odważnikiem osobistego odbioru”. I to trzeba przyznać, że trzeba się przy tym wykazać nie lada odwagą (stąd „odważnik”) aby treści wyłuskać sedno sprawy. Nie jestem upoważniona do tego aby komentować co autor książki miał na myśli pisząc „to i owo” („tego i owego jest bardzo dużo więc w elaboracie pozwolę sobie ominąć moje własne „to i owo”) jestem za to jak najbardziej upoważniona do tego, aby swoje własne zdanie w komentarzu zamieścić. Napiszę może coś na „zrównoważenie” bardzo surowych komentarzy, które udało mi się do tej pory przeczytać: „Czy mądrze jest myśleć i postępować w sposób sprzeczny z faktami, które nas ciągle otaczają, sprzeczny ze świadectwem naszych zmysłów?” (Owen). Ku pokrzepieniu autora książki – niełatwo być outsiderem wśród ludzi tuzinkowych. Można odwoływać się do wielu poetów, którzy byli outsiderami i nie byli rozumiani w swoim gronie, jednym z nich był francuski poeta Francois Villona, zaś kolejnym z nich jest autor książki „Prostowanie węża” poe`tes maudits jak to ładnie się nazywa. A że czasem poeta wspomaga się nielegalnymi substancjami psychotropowymi to co w tym złego? Ot przykład taki: „Życiu Witkacego towarzyszyła atmosfera tajemnicy i skandalu, którą on sam wzmacniał, jednocześnie narzekając na brak poważnego odbioru swoich dzieł. Jego sposób życia był w pewnej mierze kontynuacją stylu młodopolskich modernistów, dla których szokowanie "mieszczuchów" było zarówno rodzajem rozrywki, jak i sposobem wyróżnienia siebie jako artysty. Klimat ten sprzyjał powstawaniu legend wokół osoby Witkiewicza. Część z nich dotyczyła jego rzekomego uzależnienia od narkotyków. Pierwszych eksperymentów z "zakazanymi" substancjami Witkiewicz dokonywał w czasie pobytu w Rosji, gdzie odkrył ich stymulujący wpływ na wyobraźnię i powiększenie możliwości artystycznych pod wpływem narkotyków. Eksperymenty z substancjami takimi jak kokaina, pejotl i syntetyczna meskalina, eter czy zwykły alkohol kontynuował też i później, skrupulatnie notując na obrazach rodzaj użytej substancji. Eksperymentów tych dokonywał jednak pod kontrolą znajomych lekarzy, którzy niekiedy sami dostarczali mu narkotyków. Nie przyjmował żadnego z nich w sposób ciągły i nic nie wskazuje na to, że był od któregokolwiek (z wyjątkiem tytoniu) uzależniony.” Gdyby nawet autor książki „Prostowanie węża” pisał w takich klimatach to i cóż, Witkacy też wielkim poetą był. Jeśli zaś chodzi o propagandę prądu literackiego, którą Pan Bartłomiej Butlewski rozpowszechnia swoją książką to ku pokrzepieniu serca napiszę to co w obronie napisał pan Grochowiak: „Turpiści - o ile rozumiem nas, turpistów, dobrze - nawet w najdalej posuniętym akcie buntu (czy przeciwko życiu, czy przeciw tradycji literackiej) wyrażają ostatecznie postawę afirmatywną. Żaden turpista nie przeraża tylko po to, by przerażać, żaden nie krzyczy, aby usłyszano, jaki ma silny głos. I znowu nie rekwizyty decydują, ale postawy." Analizując również poezję Grochowiaka pt „Czyści” można oto dojść do pewnych wniosków. Otóż brzydota jest według podmiotu lirycznego potrzebna nie tylko przedmiotom - ale także ludziom. Jeżeli bowiem ludzi pozbawieni są brzydoty, "to gdy przechodzą nawet pies nie warknie" - a więc są nierzeczywiści, niezauważani. Dopiero brzydota dodaje człowiekowi prawdziwości. Chylę więc czoła przed odczuciami jakie chciał wywołać treścią swojej książki Pan Butlewski. Tworzenie wokół książki atmosfery skandalu to typowy przejaw tzw poetów wyklętych. Jeśli zaś chodzi o docenienie kunsztu pisarskiego Pana B.B na myśl mi przychodzi utwór Norwida "Coś ty Atenom zrobił Sokratesie". Nie „szarpnę” się interpretację, bom już i tak sporo napisała w komentarzu. Mam nadzieję, że Pan BB używając swego geniuszu domyśli się co mam na myśl> Pozdrawiam i pozwolę sobie na tym zakończyć, za cały bukiet uszczypliwości serdecznie przepraszam, po prostu wyraziłam swoje zdanie, do którego mam prawo.

koszerny_rozum

http://www.students.pl/kultura/details/48216/




Przeprosiny zostały przyjęte.

Elżbieta Hojnacka
Wydawca książki "Prostowanie węża"




15.


   Moim zdaniem dotąd motywy takie nie miały oficjalnego miejsca w poezji. Wprawdzie można powiedzieć, że przedstawiciele nurtu, którego Pan Butlewski jest kontynuatorem odwoływali się do tradycji Boudelaire`a, poetów baroku i średniowiecza. Lecz ogólnie rzecz biorąc dwudziestowieczni kontynuatorzy kultu propagowanego przez nich stworzyli rzetelny program antyestetyczny. Mam wrażenie, że styl pisarski autora jest odpowiedzią na socrealizm i jej nieustanne idealizowanie rzeczywistości. Autor książki przeciwstawia się klasycznym, tradycyjnym konwencjom przyjętym przez współczesnych mu poetów. Autor książki udowadnia, że sztuka działa, kiedy zaskoczy widza, niejednokrotnie go szokując lub atakując. Tworzenie sztuki nie musi wymagać dużego nakładu sił, precyzji i, co najważniejsze, sztuka nie musi wyrażać piękna, co było przecież jej podstawą! W zasadzie przedstawiciele wspominanego nurtu, do którego zalicza się Pan Butlewski nie wprowadzili w sztuce literackiej swoistej rewolucji ponieważ uprawiany przez wspomnianego Pana nurt wprowadzony został po raz pierwszy przez dadaizm. No bo przecież jeśli pisuar staje się sztuką, to znaczy, że zaszła już poważna i nieodwracalna zmiana i Pan Butlewski nie zrewolucjonizuje niestety wszechobecnego w niszowym nurcie artyzmu. Nowością jest jednak stopień nasilenia prądów w dziedzinie jaką autor uskutecznia uprawiać. Po przeczytaniu książki wydawać by się mogło, iż dążenia autora są upartym szukaniem () nowej, realistycznej formuły dla poezji. Realistycznej to znaczy takiej, która da człowiekowi przede wszystkim wiedzę o samym sobie, wiedzę nieupiększoną, niekiedy szokującą, ale tylko w tym układzie ocalającą. Zabieg stosowane w książce przez Pana Butlewskiego oparty na kontraście i gwałtownym zatrzymaniu płynnie spowitej beztrosko myśli jest doskonałym przykładem na to, że uprawiany przez BB nurt najczytelniej odbieramy właśnie w takim zestawieniu, słodyczy z konsternacją. Pokaż mi moja droga Pindalindo swoją chatte a ja ci pokażę swojego Manche to tylko całkiem strawnie zinterpretowane fragmenty książki Prostowanie węża. Co zrobiłam? Ominęłam jedynie pewne realia lingwistyczne.

koszerny_rozum


   koszerny_rozum - Ciekawie to ujęłaś, jednak powieści nie sprowadzałabym tylko do stery formy i lingwistyki. Ważne dla mnie były również ukazane w niej problemy społeczne, o których się nie mówi - pedofilia w rodzinie.:)

clevera

http://clevera.blox.pl/2010/06/Prostowanie-weza-8211-Bartlomiej-Butlewski.html



16.

Dla ludzi o mocnych nerwach


    Książka 'Prostowanie węża', to skądinąd powieść bardzo kontrowersyjna. Jest do debiut literacki Bartłomieja Butlewskiego, który wplata w ową historię własne, życiowe spostrzeżenia, zastrzegając jednocześnie, że wszelkie prezentowane style życia czy światopoglądy są li tylko wytworem jego wyobraźni i należą do bohaterów. Cóż, ludzka wyobraźnia jeszcze nieraz nas zaskoczy.
    Powieść jest dosyć obszerna, bo ponad siedmiuset-stronicowa. Na jej łamach poznajemy historię pewnej rodziny rozpiętej pomiędzy młodością pradziadków, a dorosłością prawnuków. Sporo tego, jednak po uważnym wczytaniu się, kronika ta staje się całkiem przejrzysta.
    Należy wspomnieć, iż autor dodaje krótką charakterystykę poszczególnych bohaterów, która i tak nie powie czytelnikowi wiele przed sięgnięciem po tę pozycję.
    Książka rozpoczyna się prologiem, który pozbawiony jest wszelkich sentymentów i zbędnego nacechowania emocjami. Całość akcji toczy się wokół szczęśliwego, zamożnego małżeństwa Pawła i Ewy, która ginie w wypadku samochodowym. W wynikłej sytuacji Paweł znacznie zbliża się ze swoją córką, nastoletnią Teresą. Poprzez przeplatane ze sobą wątki możemy bliżej poznać zarówno rodzinę Ewy i związanych z nią ludzi, jak i bliskich Pawła oraz jego wieloletnie kochanki. Z karty tej książki możemy dowiedzieć się, do czego prowadzi miłość fatalna.
    Tytuł każdego z poszczególnych rozdziałów może nakierować na przebieg akcji, z jaką przyjdzie się czytelnikowi spotkać, natomiast sam tytuł powieści jest wieloznaczny. Odnosi się bowiem i do sytuacji, która jest w książce dość wyraźnie zarysowana, i do komplikacji życiowych wynikających z podporządkowania życia własnym popędom.
    Autor łamie wszelkie konwenanse, niejednokrotnie szokując opisanymi w książce patologiami, czy odrzucając bigoterię. No właśnie. Czytając, zastanawiałam się czy wynika to z niezmiernej śmiałości, czy po prostu ubrania pewnych poglądów w sensację gwarantującą sukces. To pozostanie tajemnicą pana Butlewskiego.
    Miałam problem przy ocenie tej książki. Z pewnością na uznanie zasługują bystre i celne spostrzeżenia, publicystyczny styl (choć niejednokrotnie zestawiony z mową potoczną, a wręcz wulgarną) i umiejętność płynnego opisywania prezentowanej historii. Sugeruje to, że twórca naprawdę przemyślał tę powieść.
    Z kolei za minus poczytuję hołdowanie cynizmowi i hedonizmowi czy brak potępienia dla patologii społecznych jak kazirodztwo lub pedofilia. Mimo iż te dwa pierwsze zjawiska to niewątpliwie znak naszych czasów, i hipokryzją byłoby przyznać, że nikt z nas im się nie poddaje; to w przypadku tych ostatnich należy bezwzględnie je piętnować, a nie przemilczeć.
    Stąd ciągle waham się pomiędzy 3,5 i 4, i z niecierpliwością czekam na kolejne opinie o tej książce.

VanillaEssa

http://www.webook.pl/recenzja-918,Prostowanie_weza.html



17.


    Niedawno pisałem, że czytam "Prostowanie węża". Teraz jestem już po tej lekturze. I w odróżnieniu od innych chwalę tę książkę! Przede wszystkim za język i dobór słów. Dobrze, że w podtytule napisano, że "tylko dla dorosłych". Sceny erotyczne w powieści Butlewskiego super! Zastanawiałem się, czy to zgodne z polskim prawem. Chyba na granicy, jeszcze po stronie prawa. W każdym razie nie żałuję ani grosza z wydanej - sporej kwoty. ZAPOZNAJCIE SIĘ Z RECENZJĄ PROSTOWANIA WĘŻĄ - http://clevera.blox.pl/2010/06/Prostowanie-weza-8211-Bartlomiej-Butlewski.html . POZDRAWIAM!!!!!

feliks

http://www.ksiazkiki.fora.pl/nowosci-i-zapowiedzi,2/prostowanie-weza,376.html



18.


    Właśnie zaczęłam jeszcze raz czytać Twoją pierwszą książkę i stwierdzam, że jest to naprawdę dobry "majstersztyk"! Właśnie doszłam do romansu Józka z Violą i, mimo że to podobno fikcja, to miłe wspomnienia we mnie odżyły i bardzo podoba mi się jej postać ze wszystkimi wadami. Choć ja tam widzę zalety i nietuzinkowy charakter.

Majka (SMS z dnia 8.10.2013 r.)