Prostowanie węża® (wszelkie prawa zastrzeżone)    
WYWIADY

WYWIAD NR 1 - PRZEPROWADZONY W DNIU 1.07.2010 r. (autoryzowany)

KIEDYŚ ŻYŁEM NA ATLANTYDZIE

O równie intrygującej co obrazoburczej nowo wydanej książce "Prostowanie węża" rozmawiam z jej autorem BARTŁOMIEJEM BUTLEWSKIM.

- Jaki jest Pański znak zodiaku?
- Bliźnięta oczywiście.
- Dlaczego to takie oczywiste?
- No, bo to znak ludzi wybitnych… Nie, nie. Żartuję. Ja w tego typu symboliki nie wierzę, choć jestem zadowolony ze swojego znaku. Moja żona też jest bliźniakiem. I dobrze jest nam razem.
- To w co Pan właściwie wierzy?
- W pokój na świecie, wyższość mądrości nad głupotą, przyjaźń w małżeństwie, pół żartem, pół serio w reinkarnację oraz w to, że dobro i zło tkwi w każdym człowieku. To znaczy nie ma absolutnego dobra i absolutnego zła. Każdy z nas jest jednocześnie osobnikiem dobrym i złym. To warunki zewnętrzne determinują nasze zachowanie…
- No właśnie. W Pańskiej powieści "Prostowanie węża" w zasadzie występują sami źli ludzie.
- Albo sami dobrzy, tylko że pokazani akurat w złym świetle. Czyżby przeczytała Pani moją książkę?
- Prawie. W obszernych fragmentach… Ale do rzeczy.
- Ja znam tych ludzi i zapewniam Panią, że w swoim środowisku uchodzą za porządnych…
- A więc to nie są postaci fikcyjne?
- Absolutnie fikcyjne, ale zbudowane na cechach ludzi rzeczywistych. Tego rodzaju zachowania, poglądy, reakcje, przyzwyczajenia czy nawyki spotykam na co dzień. Zwykle są skrzętnie skrywane. Jednak jak przyjrzeć się bliżej, zajrzeć w dziurkę od klucza lub zapisy w komputerze to…
- Pan zajmuje się podglądaniem ludzi?
- Nie, ale przypatruję się im czasami i analizuję ich sposób bycia. Dość sprawnie znajduję podobieństwa i przynależność do tego samego typu zachowań. Jestem przeciwieństwem egocentryka i z dużą dozą empatii traktuję otoczenie. Co nie oznacza stuprocentowej tolerancji. W każdym razie staram się nikogo nie potępiać. Od osądzania są odpowiednie organy. Nawet córka bijąca matkę nie spotka się z mojej strony z odruchową negatywną oceną. Może ma powody? Dlatego jestem uznanym mediatorem.
- Jako mediator czy obserwator z daleka nie mógł Pan zauważyć tych rozlicznych erotycznych sytuacji, które Pan obnażył w "Prostowaniu węża". Czyżby Pan przeżył je sam?
- Uchowaj Boże! Niewiele z opisanych historii znam z autopsji. Jednak pozostałe powstały na kanwie opowieści i zwierzeń, zeznań wyczytanych z akt sądowych oraz wypatrzonych ze zdjęć i filmów pornograficznych.
- Czyżby był Pan miłośnikiem pornografii?
- Absolutnie nie! Pornografia mnie nudzi. Ale zajmuję się nią zawodowo.
- Zawodowo? W jakim sensie?
- Jestem informatykiem. Biegłym sądowym. Często badam zabezpieczone w toku postępowań karnych nośniki komputerowe pod kątem zapisanych tam zabronionych treści, w tym nielegalnej pornografii z udziałem osób poniżej piętnastego roku życia. Widziałem setki tysięcy tego typu obrazów.
- I co? Opisał Pan te obrzydlistwa?
- Nie, ale wyrobiłem sobie pewne poglądy, dojrzałem sceny, które rzadko są dostępne w naturze, zwróciłem uwagę na patologie, zrozumiałem motywy ludzkich postępków…
- Na bazie tych zakazanych zdjęć?
- Zdjęć i filmów. Ale nie tylko. Na przykład także za źródło służyły zeznania ojca pedofila i równocześnie kazirodcy. Albo pogawędki na korytarzu sądowym z oskarżonymi o pedofilię. Poza tym mam wyobraźnię, nieograniczoną wyobraźnię…
- A seks dzieci to wyobraźnia czy opis rzeczywistości?
- I to, i to. A skąd, według Pani, biorą się nastoletnie matki? Z błogosławionego poczęcia?
- Odnoszę wrażenie, że Pan bluźni! Zresztą w książce także zauważyłam elementy polemizujące z przyjętymi wartościami. Jest Pan człowiekiem religijnym?
- To moja sprawa. Ale odpowiem: sam nie wiem. Nie spowiadam się, nie odmawiam pacierzy, rzadko bywam w kościele. Z tym, że nie udaję się tam z jakiegokolwiek nakazu czy obowiązku, a raczej dla przyjemności. Czyż chłód kościoła w upalny dzień nie jest kojący? Tam też można spokojnie zadumać się nad przemijaniem. Może dlatego odczuwam tę przyjemność, że nie robię tego systematycznie. Systematyczność prowadzi do znudzenia. Za to rokrocznie przygotowuję święconkę i urządzam wigilię. Swego czasu pasjami oglądałem pielgrzymki Papieża i wsłuchiwałem się w sens jego homilii... A przez polemikę z kultywowanymi wartościami niekoniecznie zwalcza się czyjeś poglądy lub utarte świętości. Raczej się je odświeża i umacnia, jeśli są tego warte.
- I temu ma służyć przyrównanie młodocianej nierządnicy do mniszki, a nawet wprost do Świętej Teresy?
- Surowo Pani ocenia tę moją bohaterkę, ukazaną przede wszystkim jako uzdolniona sportsmenka. Ale w historii bywały nierządnice czy inne grzesznice, które później zostawały przykładnymi mniszkami. Nie tylko mężczyzn ocenia się po tym, jak kończą…
- A propos. Dużo u Pana sportu…
- Tak, bo ja sam byłem pływakiem, otarłem się o żeglarstwo, gram w brydża, ujeżdżam konia…
- Pan? Niepełnosprawny?
- Pani mnie chyba trochę dyskryminuje. To co, że niepełnosprawny? Czy niepełnosprawny musi być ograniczony? Wszystko jest wyłącznie kwestią zdolności przełamywania barier i słabości. Czy ja powątpiewam w Pani możliwości intelektualne z racji koloru włosów czy młodego wieku?
- Teraz to Pan przesadził. Ale do rzeczy… Sporo w Pańskiej powieści także wątków politycznych…
- Tak, a to z tej przyczyny, że próbowałem kiedyś zostać parlamentarzystą. Niestety, nie udało się. Jednak wciąż o tym marzę. Marzenia ściętej głowy.
- A to dlaczego? Taki mądry człowiek, łamiący bariery i słabości…
- Wybór do parlamentu nie ma nic wspólnego z mądrością. Tym bardziej z łamaniem barier i słabości. Choć wkurza mnie dyskusja nad koniecznością dostosowania lokali wyborczych do potrzeb osób niepełnosprawnych. Bo wszystko winno być przystosowane dla każdego obywatela z uwzględnieniem jego możliwych ograniczeń. Tak jak chodniki czy podjazdy do nowych obiektów budowanych na zagranicznych projektach lub przy dotacjach z Unii Europejskiej. Odpowiednie normy powinny wykluczać gmachy z funkcji publicznej, jeżeli posiadają bariery typu: brak podjazdów, poręczy, wind oraz toalet, a za to długie korytarze i śliskie podłogi. Na pierwszej lepszej stacji benzynowej jest toaleta dla niepełnosprawnych i są automatycznie otwierane drzwi. Wybory to sprawdzian pozwalający stwierdzić, czy rząd przestrzega konstytucji w zakresie gwarancji praw wszystkim obywatelom. Zaś przedmiotowe zapisy w ordynacji wyborczej w aspekcie ułatwień głosowania niepełnosprawnym to jakby wybiórcze przygotowywanie się do sprawdzianu jedynie na z góry podane pytania z pominięciem pełnego zakresu materiału. Co do kandydowania, to najpierw trzeba zostać wyborczą małpą, sprzedająca się wszem wobec i każdemu z osobna. A ja nie jestem sprzedajny. Nie jestem też aktorem udającym kogoś różnego od siebie i potrafiącym przymilać się do potencjalnego wyborcy. Poza tym nie nadaję się na wiece, masówki, rauty, spotkania i tym podobne pseudopolityczne spędy. Chciałbym bez tego znaleźć się w gronie mędrców, którzy debatują nad istotnymi problemami kraju lub regionu i głosują według własnego sumienia zgodnie z wolą społeczeństwa. A to jest niemożliwe bez kampanii wyborczej oraz partyjniactwa.
- A naturyzm? Pełno go w "Prostowaniu węża".
- Tak. Jestem zwolennikiem naturyzmu. Dokładnie mówiąc kibicem, ponieważ ze względów estetyczno-praktycznych nigdy nie dałem temu osobistego wyrazu. Z wyjątkiem mojej powieści. Być może kiedyś, w innym wcieleniu, przebywałem w krainie, na przykład na Atlantydzie, gdzie nie było społecznej obłudy nakazującej ludziom wstydzić się jakichś ściśle określonych fragmentów swojego ciała i to pod rygorem ostracyzmu, a nawet śmierci.
- Nie rozumiem.
- Niedawno głośna była sprawa dziewczynki, która popełniła samobójstwo, bo w szkolnej klasie koledzy siłą ściągnęli jej spodnie. To bzdura, aby dzieci głupim wychowaniem doprowadzać do tego typu egzystencjalnych dylematów, które mogą skończyć się tragicznie. Napomykam o tym zdarzeniu w "Prostowaniu węża". Reasumując: wstydzić należy się złych uczynków, a nie własnego, nierzadko pięknego ciała.
- Zauważyłam też w Pańskiej książce nawiązanie do innych medialnych skandali: austriacki kazirodca, reżyser Polański, złotousty prezenter, dziewczyny ukarane za toples na plaży, Michael Jackson i inni, których nie do końca zidentyfikowałam.
- Muszę przyznać, że jest Pani spostrzegawczym i uważnym czytelnikiem. Tak. Moja powieść jest poniekąd zbiorem licznych felietonów polityczno-obyczajowych, wplątanych w wartką narrację…
- Wartką? Miałam wrażenie, że momentami Pan przynudza.
- Tego się nie da uniknąć, chyba że czyta się Karola Maya, notabene i tak obecnie ignorowanego przez młodzież, która nie ma pojęcia, kto to squaw. Choć i tam przypominam sobie zwolnienia akcji i fragmenty edukacyjne. Natomiast w porównaniu do "Ulissesa" Jamesa Joyce'a lub "Idioty" Fiodora Dostojewskego moja akcja jest bystra jak woda w… górskim strumyku.
- Z nietuzinkowymi dziełami raczy się Pan porównywać…
- Nieskromnie uważam, że "Prostowanie węża" jest dziełem wybitnym. Innego bym nie tworzył. Zarówno pod względem literacko-artystycznym, wizjonersko-merytorycznym, jak i gramatyczno-stylistycznym. Pięć lat żmudnej pracy… Ale ocena oczywiście nie do mnie należy. Na razie krytyka, choć uboga w liczbie, jest bardzo łaskawa. Pragnę jedynie, żeby dano szansę "Prostowaniu węża", bo przy takim marnym rynku czytelniczym i propagowaniu w mediach jedynie biograficznych wydawnictw o młodzieńczych ekscesach dotychczasowych podstarzałych lub zmarłych autorytetów nawet Mickiewicz i Prus nie zostaliby zauważeni i docenieni.
- Na co Pan liczy? Co może Pana usatysfakcjonować?
- Całkiem poważnie celuję w literacką nagrodę Nobla; podobnie jak ambitny, początkujący sportowiec dążący do zdobycia złotego medalu olimpijskiego. Ale rad jestem z każdego sukcesu, a takim jest nawet pojedyncze zainteresowanie moją książką, próba jej zrozumienia czy zastanowienia się nad poruszanymi tam problemami. To, że zechciała Pani ze mną porozmawiać, też oceniam jako niewątpliwy sukces.
- Cóż… Pozostaje mi tylko życzyć Panu tego Nobla. Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiała PAULINA BUCZULIŃSKA